Wczoraj odniosłam dwa kolejne sukcesy w temacie "Jak życ i przetrwać w Duss" - mam juz tutejszy numer komorkowy i podpisalam umowe o internet. Wprawdzie jeszcze nie obczailam, dlaczego nie moge wysyłac sms-ów, a dostep do internetu bede miala za jakies 3 tygodnie, ale zawsze cos , zawsze cos...;)
Po porannych sukcesach teleinformatycznych pojechałam na event firmowy - mistrzostwa w piłce nożnej - na stadion treningowy Borussi. Dojechanie tam zajęło mi 1,5 godziny:/ Na miejscu bylam raptem ok. 1 h, wiec moze nie byl to najlepszy pomysl na popoludnie;)
Kiedy szczesliwie dotarlam z powrotem do Duss, poszłam na Schadowstrasse, gdzie właśnie panuje szał wyprzedaży. Na sąsiedniej słynnej "Ko" tez sa wyprzedaże, ale tam tlumow nie widzialam - może nie wypada kupować Gucciego na wyprzedaży?;)
Wyprawa na Schadowstrasse byla świetnym pomyslem. Nie, nic nie kupilam;) Miala za to okazje zobaczyc paradę orkiestr dętych chyba z calego landu - szli i szli, grali, buczeli i w ogole niezły czad. Parada przeszła przez cala starówkę, a na koniec dnia i tak wszyscy trafili na Rheinstrasse. Rheinstr. jest miejsce kultowym w tym mieście - przy niej zlokalizowane są najstrasze puby w miescie, a na samej ulicy stoi tlum i pije piwo. Literalnie tlumy ludzi z kuflami. Wczoraj - ze względu na oprawę muzyczną zapewnioną przez orkiestry dęte - w dodatku tłumy śpiewające ('Hei-li hei-lo' i takie tam). Świetny obrazek, naprawde.
Dziś widzialam orkiestry w Hofgarten - widzocznie doszli już do siebie po wczorajszej imprezie;)
Wieczorem poniosło mnie jeszcze na promenadę nad Renem, gdzie odbywają sie coroczne dni francuskie, ktorym towarzyszy jarmark - mozna kupić/wypić francuskie wina, ciasta i inne dobre rzeczy - teoretycznie przynajmniej - made in France. Przy okazji mialam szanse zobaczyc, jak wrażliwy na popyt jest rynek francuskiego salami w Dusseldorfie - salami, ktore w piątek kosztowało jeszcze 3 euro, w sobote warte bylo już 5. Czy z salami jest jak z winem - im starsze, tym lepsze?;) Generalnie obrazek znow byl ladny - tłumy ludzi szwendających się z kieliszkami z winem... Dusseldorf to musi byc miasto anonimowych alkoholikow...;)
Dziś zrobiłam sobie wycieczkę do Benrath, gdzie znajduje się bardzo ładny pałac letni - coś na kształt polskiego Wilanowa, tyle że z 60 ha parkiem, który jest naprawde przyjemny i dochodzi aż do Renu. Bardzo dobre miejsce na niedzielne popoludnie. Zdjecia nie oddaja jego uroku, ale zalączam dla urozmaicenia.
Z ciekawostek: Niemcy to naród bardzo przyjazny psom. Z psem wchodzi się tu do sklepów z ciuchami i do kościola, a każda porządna kawiarnia ma miskę dla psa na wyposażeniu. Co ciekawe - nie widzialam jeszcze ani jednego kota. Trochę za wcześnie na przykre dla tego gatunku wnioski, ale sprawa wymaga dalszego zbadania;)
Mowiłam juz, że Niemcy do dziwny narod? Oni tu mają Muzeum Historii Urologii - wiem na pewno, bo mieszkam niedaleko. Niewiarygodne! Z drugiej strony, przy takim spożyciu piwa...
Po porannych sukcesach teleinformatycznych pojechałam na event firmowy - mistrzostwa w piłce nożnej - na stadion treningowy Borussi. Dojechanie tam zajęło mi 1,5 godziny:/ Na miejscu bylam raptem ok. 1 h, wiec moze nie byl to najlepszy pomysl na popoludnie;)
Kiedy szczesliwie dotarlam z powrotem do Duss, poszłam na Schadowstrasse, gdzie właśnie panuje szał wyprzedaży. Na sąsiedniej słynnej "Ko" tez sa wyprzedaże, ale tam tlumow nie widzialam - może nie wypada kupować Gucciego na wyprzedaży?;)
Wyprawa na Schadowstrasse byla świetnym pomyslem. Nie, nic nie kupilam;) Miala za to okazje zobaczyc paradę orkiestr dętych chyba z calego landu - szli i szli, grali, buczeli i w ogole niezły czad. Parada przeszła przez cala starówkę, a na koniec dnia i tak wszyscy trafili na Rheinstrasse. Rheinstr. jest miejsce kultowym w tym mieście - przy niej zlokalizowane są najstrasze puby w miescie, a na samej ulicy stoi tlum i pije piwo. Literalnie tlumy ludzi z kuflami. Wczoraj - ze względu na oprawę muzyczną zapewnioną przez orkiestry dęte - w dodatku tłumy śpiewające ('Hei-li hei-lo' i takie tam). Świetny obrazek, naprawde.
Dziś widzialam orkiestry w Hofgarten - widzocznie doszli już do siebie po wczorajszej imprezie;)
Wieczorem poniosło mnie jeszcze na promenadę nad Renem, gdzie odbywają sie coroczne dni francuskie, ktorym towarzyszy jarmark - mozna kupić/wypić francuskie wina, ciasta i inne dobre rzeczy - teoretycznie przynajmniej - made in France. Przy okazji mialam szanse zobaczyc, jak wrażliwy na popyt jest rynek francuskiego salami w Dusseldorfie - salami, ktore w piątek kosztowało jeszcze 3 euro, w sobote warte bylo już 5. Czy z salami jest jak z winem - im starsze, tym lepsze?;) Generalnie obrazek znow byl ladny - tłumy ludzi szwendających się z kieliszkami z winem... Dusseldorf to musi byc miasto anonimowych alkoholikow...;)
Dziś zrobiłam sobie wycieczkę do Benrath, gdzie znajduje się bardzo ładny pałac letni - coś na kształt polskiego Wilanowa, tyle że z 60 ha parkiem, który jest naprawde przyjemny i dochodzi aż do Renu. Bardzo dobre miejsce na niedzielne popoludnie. Zdjecia nie oddaja jego uroku, ale zalączam dla urozmaicenia.
Z ciekawostek: Niemcy to naród bardzo przyjazny psom. Z psem wchodzi się tu do sklepów z ciuchami i do kościola, a każda porządna kawiarnia ma miskę dla psa na wyposażeniu. Co ciekawe - nie widzialam jeszcze ani jednego kota. Trochę za wcześnie na przykre dla tego gatunku wnioski, ale sprawa wymaga dalszego zbadania;)
Mowiłam juz, że Niemcy do dziwny narod? Oni tu mają Muzeum Historii Urologii - wiem na pewno, bo mieszkam niedaleko. Niewiarygodne! Z drugiej strony, przy takim spożyciu piwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz